Jest mamą, samotnie wychowującą czwórkę kochanych urwisów: 15-letniego Aleksa, 9-letniego Krystiana z Zespołem Downa, adoptowaną 6-letnią Adę oraz 15-letniego Michała, dla którego stała się rodziną zastępczą. Prowadzi też bloga, na którym dzieli się swoimi doświadczeniami, które nie zawsze były miłe. Dziś jest szczęśliwa i wdzięczna za wszystko, co ma i co ją spotkało. Ale nie zawsze tak było… Agata Komorowska w swojej książce mierzy się ze swoim największym wrogiem i potworem, „przyjaciółką”, która długo nie opuszczała czterech ścian jej domu. Czuwała, troszczyła się, była przy niej w dzień i w nocy, dawała przyzwolenie na niewychodzenie spod kołdry… Depresja – zakamuflowana kreatura, która podstępnie kradnie radość życia.
„Chcesz umrzeć? No już, bierz się do dzieła. Twoje życie, Twój wybór, Twoja śmierć. W sumie, to przecież już nie żyjesz. Bo co to za życie bez marzeń, bez miłości i bez żadnej nadziei na zmianę. Możesz żyć, ale nie musisz. Przecież nic nie musisz, ale wszystko możesz. Możesz wymalować swoje życie na nowo, możesz zachwycić się życiem i tą niezwykłą istotą, którą jesteś. Możesz przeczytać tę książkę, pomalować i pokreślić, przemyśleć, cisnąć w złości, zalać fontanną łez i zastosować metody, które w niej opisuję, a które sprawiły, że ja sama narodziłam się na nowo.”
Agata Komorowska
„Depresjologia” nie jest kolejnym poradnikiem ze zbiorem złotych rad i „niezawodnych” sposobów na pozbycie się chandry. Depresja to nie chandra. Depresja to choroba, która potrafi skutecznie odebrać chęć życia. Agata Komorowska w swojej książce opisuje historię zmagania się z chorobą – nie walki, nie wojny, bo jak sama pisze, z depresją nie należy walczyć, można ją za to przechytrzyć, nie skupiając się na niej, a na tym, co dla nas najważniejsze.
Redakcja: Na swoim blogu piszesz, że jesteś tutaj po to, aby zrobić coś ważnego. Nie coś ważnego dla siebie, ale dla innych. Czy Twój blog, Twoja książka jest pierwszym krokiem do tego, aby przełamać barierę samej siebie, wyjść z zamknięcia i pomóc innym
Agata Komorowska: Blog był pierwszym takim krokiem. Bardzo nieśmiałym, bo nie byłam przekonana, czy kogokolwiek zainteresuje to co mam do powiedzenia. Okazało się, że tak, że jest bardzo wiele kobiet, które marzą o adopcji, zmagają się z niepełnosprawnością dziecka, są nieszczęśliwe, przygnębione i nie widzą nadziei na zmianę. Zostałam za to nawet nominowana na Superbohaterkę Wysokich Obcasów. Staram się nazywać rzeczy po imieniu i nieść nadzieję. Jestem przykładem i dowodem na to, że się da, że można zmienić swoje życie, że można być szczęśliwą kobietą mając niepełnosprawne dziecko, można być samotną matką trójki dzieci i zostać rodziną zastępczą dla nastolatka, można poradzić sobie z depresją, wyjść spod kołdry i wymalować swoje życie na nowo. Depresjologia jest dowodem na to, że marzenia się spełniają i dowodem na to, że wszystko co w niej opisałam działa. Jeszcze niedawno marzenie o wydaniu tej książki było pragnieniem z kosmosu. Zaufałam intuicji, robiłam to, co uważałam za słuszne i szczere. Byłam i jestem wierna sobie i proszę, książka właśnie się ukazała. Mam nadzieję, że będzie punktem zwrotnym w życiu wielu kobiet. Mam nadzieję, że dzięki niej odkrywanie siebie i zmiana swojego życia będą przyjemnością, a nie kolejnym wyzwaniem ponad siły. Życie powinno być przyjemnością, a nie ciężką harówką.
R: W „Depresjologii” pokazujesz, że można walczyć z przeciwnościami losu. Sama wiele złego doświadczyłaś. Skąd czerpiesz siłę do działania?
AK: Przestałam walczyć:) Przyjmuję życie takie jakim jest, z całym dobrodziejstwem, a to są zarówno doświadczenia, które uznajemy za miłe jak i te trudne, smutne, nawet dramatyczne. Uważam, że wszystkie są dobre, z żadnym nie walczę. Walcząc traci się siły do życia. Zamiast walczy, żyję z ciekawością. Fascynują mnie zarówno zwycięstwa jak i porażki. Jestem wdzięczna wszystkim, nawet tym, którzy mnie zranili. Wiele się nauczyłam i jestem za tę mądrość wdzięczna. NIe ma we mnie lęku. Lęk odbiera siły. Czasem boję się przed ważnym wywiadem, nowym wyzwaniem, np wystąpieniem publicznym, ale to bardziej lęk z ekscytacji przed przekroczeniem kolejnej granicy siebie, niż strach. To dwie różne rzeczy. Nie tracę sił na walkę i na strach. Mam dzięki temu więcej siły do działania. Tak jak wszyscy czasem jestem zmęczona i brak mi sił, ale wtedy wiem, że muszę się wyspać i odpocząć i traktuję to jako priorytet. Jestem dla siebie dobra:)
R: Jakie jest najważniejsze spostrzeżenie, które chcesz przekazać innym kobietom za pośrednictwem „Depresjologii”?
AK: Kochana, Ty jesteś najważniejsza! Twoje dzieci, mąż, rodzice i szef są bardzo ważni, ale jeśli Ty się posypiesz, to wszystko naokoło się rozsypie. I to wcale nie znaczy, że musisz być silna dla wszystkich i za wszystkich. Wręcz przeciwnie, naucz się być czasem słaba dla własnego dobra. Zacznij więc od siebie. Wszystko możesz, nic nie musisz. Osiągniesz to czego pragniesz pod warunkiem, że podejdziesz do tego metodą małych kroczków.
R: Wychowujesz sama trzech synów Aleksa, Michała i Krystiana oraz adoptowaną córkę Adę. Nie jest Ci z pewnością łatwo, ale czy czujesz się kobietą spełnioną? Kobietą szczęśliwą?
AK: Tak:) Rozumiem, że pytanie brzmi, czy czuję się kobietą spełnioną bez mężczyzny u boku. Pełna rodzina jest moim marzeniem, które być może kiedyś się spełni. Wierzę w to, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę, że taka kobieta jak ja i to z czwórką dzieci byłaby niezłym wyzwaniem;) Jestem kobietą spełnioną i szczęśliwą bez względu na okoliczności, ale jestem też przekonana, że szczęście, które się dzieli z drugim człowiekiem się pomnaża. Zobaczymy co mi życie przyniesie. Sama jestem ciekawa.
R: Krystian urodził się z zespołem Downa. To był z pewnością dla Ciebie bardzo trudny moment w życiu tym bardziej, że badania nie wskazywały na wadę dziecka. Jakie emocje towarzyszyły Ci w pierwszych chwilach jego życia?
AK: Niedowierzanie i złość w pierwszej kolejności. A potem już wszystkie kolejne emocje towarzyszące żałobie. Narodziny niepełnosprawnego dziecka są jednocześnie śmiercią tego idealnego, o którym marzyłyśmy. Pojawia się targowanie z Bogiem, wyparcie, smutek, depresja. Dopiero na końcu akceptacja. Ten proces może trwać nawet kilka lat. W moim przypadku sześć. Trzeba pozwolić sobie na przeżycie i doświadczenie ich wszystkich. Dopiero wtedy można doświadczyć spokoju. Jak się zawiesimy na którymś, np na złości, to z początku dostaniemy ogromny ładunek sił do działania, ale z czasem złość nas wykończy i opadniemy z sił. Trzeba sobie pozwolić na smutek, płacz, bezradność i słabość. Wtedy odzyskuje się siły.
R: Prowadzisz stronę zespół-downa.pl. Skąd pomysł na takie przedsięwzięcie?
AK: Kiedy urodził się Krystian internet był pierwszym miejscem, w którym szukałam informacji i odpowiedzi. Nie znalazłam nic, co by się odnosiło do człowieka, jego emocji i uczuć. Była lista grożących nam chorób, strony rodziców, którzy zachwycali się swoimi dziećmi z zespołem Downa i jakieś stowarzyszenia. To było dziesięć lat temu. Od tej pory sporo się zmieniło, ale chciałam stworzyć stronę, gdzie będzie można poczytać nie tylko o rehabilitacji i chorobach, ale o miłości, rodzeństwie, uczuciach i emocjach.
R: Na swoim blogu dużo piszesz o przemianie jaka nastąpiła w Tobie po narodzinach Krystiana. Ze stanu rozpaczy przeszłaś do stanu szczęścia. Co lub kto pomógł Ci w tej trudnej przemianie?
AK: To był bardzo długi proces. Pomogła mi depresja. Wiem, że brzmi to absurdalnie, ale depresja właśnie zmusiła mnie do tego, bym całą uwagę skierowała na siebie, poznała, zaakceptowała i pokochała siebie. Przeszłam terapię, wiele czytałam i słuchałam dziesiątek audiobooków. Listę najważniejszych podaję w książce. Mówię też o terapii, o tym jak dobrać właściwą dla siebie. Piszę o warsztatach i seminariach, w których uczestniczyłam. Było tego sporo. Szukałam wszędzie i przeszłam daleką drogę by odnaleźć siebie. A gdy już to zrobiłam, szczęście z Krystianem stało się proste. Tak naprawdę akceptujemy nasze dzieci tylko na tyle, na ile akceptujemy siebie. Ja siebie nie akceptowałam, nie mogłam więc zaakceptować Krystiana. Chciałam go naprawiać i zmienia. Teraz, gdy zaakceptowałam siebie, akceptuję, a nawet doceniam jego inność. Nie oznacza to, że nie staram się mu pomóc osiągnąć swój potencjał. Staram się mu w tym towarzyszy, ale już nie staram się zrobić z niego kogoś kim nie jest.
REDAKCJA: Jesteś fighterką?
AK: Raczej za buntowniczkę. Idę pod prąd, nie wstydzę się swoich pragnień, przekonań i marzeń. Mówię głośno o tym, o czym się tylko szepcze. Podążam własną drogą i wytyczam nowe ścieżki. Nie walczę, bo walcząc traci się siły. Raczej robię swoje i staram się zmienić świat miłością, a nie siłą.
zdjęcia: Iwona Karolak