Olga Lipczyńska jest instruktorem fitness i trenerem personalnym z wieloletnim doświadczeniem. Prowadzi zajęcia grupowe i treningi w najlepszych klubach fitness w Poznaniu. Certyfikat Master Instructor Peak Pilates Mve Chair, licencję bodyART oraz BAX (bodyART extreme). Jest licencjonowanym instruktorem oraz promo instruktorem Les Mills BodyPump oraz instruktorem Les Mills BodyBalance. Współpracuje ze szkołą Open Mind. Posiada licencje TRX, oraz Medical Pregnancy Training.

Redakcja: Olga, jak patrzę na Twoja biografię, liczbę certyfikatów i licencji, to nasuwa mi się pytanie, kiedy ty to zrobiłaś?!

Olga Lipczyńska: Tak naprawdę cały czas, nieustannie. Nie zliczałam nigdy tych wszystkich szkoleń, ale przez te 8 lat myślę, że kilkadziesiąt szkoleń się uzbierało. Niektóre są mniej ważne, inne dały mi naprawdę ogromną wiedzę.

Czy Twój sukces kosztował cię wiele wyrzeczeń?

Szczerze mówiąc- nie. Robię to co kocham, to moja pasja. To jest to, co sprawia mi radość na co dzień i nie wyobrażam sobie robić nic innego. Moje motto zresztą brzmi- jeśli robisz to, co kochasz, nie przepracujesz ani jednego dnia w swoim życiu. Na pewno musiałam w pewnym momencie przysiąść, zatrzymać się i zastanowić, co dalej.  Zdecydować, wybrać i w sumie postawić wszystko na jedną kartę. Ale to była jedna z lepszych decyzji w moim życiu. Czasami ciężko jest w kwestii godzin pracy. Pracuję do późna, każdego dnia. Ale to już jest dla mnie zupełnie normalne.

Czy twoja praca wymaga ciągłych szkoleń, warsztatów?

Oczywiście. Staram się szkolić, jak najwięcej się da, w zakresie, który mnie interesuje. Jednak niestety na ten moment to jedynie szkolenia zagraniczne są dla mnie mega ciekawe. Ale co roku biorę udział w największej konwencji fitness w Polsce, która się odbywa podczas targów fitness w Poznaniu, zawsze w maju.

Jak się w ogóle rozpoczęła Twoja przygoda ze sportem?

Od dziecka uprawiałam sport. Byłam też chwilę w szkole baletowej, bo marzyłam by być jak moja babcia, która była prima baleriną w Warszawie i jest patronką szkoły baletowej w Poznaniu. Jeździłam na obozy sportowo- rowerowo- tenisowe, narty i jak powstały pierwsze kluby w Poznaniu, zaczęłam chodzić na aerobik. Czułam to, lubiłam i postanowiłam  spróbować zrobić coś więcej, choć stosunkowo późno, bo miałam już 25 lat. Zapisałam się na kurs instruktorski i tak już zostało.

Z kim lubisz najbardziej trenować?

Trudno o jednoznaczną odpowiedź… Lubię czasami sama trenować. Tak dużo czasu przebywam z ludźmi, że potrzebuję też swojej przestrzeni. Lubię sama biegać, z psem. Jeśli chodzi o moich podopiecznych, mam niesamowite szczęście do świetnych ludzi. Z wieloma osobami się zaprzyjaźniłam i czasem spędzamy ze sobą czas poza salą treningową.

Motywujesz innych do pracy nad swoim ciałem oraz umysłem. Jak odkryłaś swoje zdolności motywacyjne?

Szczerze mówiąc ja taka po prostu jestem. Jestem zadaniowcem, jestem ambitna, staram się wszystko robić na 100%. Wiem że ludzie, którzy ze mną ćwiczą, cenią sobie mój perfekcjonizm w kwestii techniki.

Zdarzyła Ci się jakaś porażka?

W życiu zawodowym nie i mam nadzieję, że się nie zdarzy 😉 Za to zdarzają mi się w życiu osobistym. Jak to mówią- nie można mieć wszystkiego 😉

Tak z ręką na sercu powiedz, czy są dni kiedy masz w nosie zdrowe odżywianie i dietę?

No pewnie! Ja kocham jeść. Nie uważam diety za coś ograniczającego. To sposób na życie, a nie seria wyrzeczeń. Zdrowe życie to mój wybór i jest mi z tym po prostu dobrze. Ale jak mam ochotę na hamburgera, to go jem. Jak chcę kawałek sernika to czemu nie.

Miewasz kryzysy, słabsze dni?

Jak każdy. Jednak jestem typem zadaniowca i jak sobie coś postanowię, to choćby się waliło, ja to muszę zrobić. Ale bywa, że nie mam sił i nie chce mi się.

Co lubi robić Olga Lipczyńska poza pracą?

Biegać. Ostatnio zaczęłam treningi personalne z yogi i kickboxingu. Najważniejsza jest dla mnie rodzina i przyjaciele, więc dużo czasu staram się spędzać z nimi. A jak mam więcej wolnego, to podróżuję, zwiedzam nowe miejsca…

Twoje motto życiowe?

Jeśli robisz to, co kochasz, nie przepracujesz ani jednego dnia w życiu. I wszystko dzieje się po coś…