Monika Jarosińska- aktorka i piosenkarka. Znana z występów w wielu polskich serialach: „Kryminalni”, „PitBull”, „Pierwsza miłość”, „Samo życie”, „Miasteczko” czy „M jak miłość”. Ukończyła Studium Aktorskie “Lart-Studio” w Krakowie. Następnie uczyła się w łódzkiej Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi na Wydziale Aktorskim, który ukończyła w 1999 roku. Jednak jak sama mówi “Moje serce należy do muzyki”. Jako piosenkarka pracowała przy wielu projektach muzycznych. Wraz z Zenonem Boczarem nagrała singel “First kiss”, który podczas polskich eliminacji do Eurowizji 2005 zajął drugie miejsce.

Redakcja: Jak dowiedziała się pani o tym, że jest chora?

Monika Jarosińska: Kilka miesięcy temu, w czasie rutynowych badań kontrolnych, na które się zdecydowałam z powodu bólu kręgosłupa. Podczas kilkudniowego pobytu w szpitalu i kompleksowych badań, rezonans magnetyczny wykazał tętniaka ulokowanego w mojej głowie.

Pierwsza myśl, gdy lekarz postawił diagnozę? Słowo „tętniak” wywołuje u ludzi przerażenie i myśl o najgorszym. Czy w pani przypadku również tak było?

Tak, dokładnie przerażenie, strach, bezsilność. Taka była moja pierwsza reakcja, ale potem rozpoczęłam „rozpoznanie wroga”. Czytałam wszystko na ten temat w necie, oglądałam filmy, rozmawiałam z lekarzami, zadawałam pytania. Niepokój pozostał, ale okazało się, że  mam ogromne szczęście, bo mam szansę na leczenie, na zabieg embolizacji i przede wszystkim wiem, co mi dolega. Wiele osób nie wie, że ma tętniaka, a jego niekontrolowane pęknięcie często kończy się śmiercią pacjentów.

Miała pani chwilę załamania, czy od razu skupiła się pani na walce o swoje zdrowie?

Skupiłam się na badaniach, konsultacjach, rozmowach z lekarzami, komunikowaniem się w social mediach z osobami, które przeszły zabiegi usuwania czy „zaklejania” tętniaków. Był to trudny czas psychicznie, zwłaszcza ostatnie dni przed zabiegiem, ale cały czas starałam się myśleć pozytywnie. Dużo też pracowałam, nagrałam kilka utworów, które spotkały się z bardzo dobrym przyjęciem Fanów. No i przechodziłam obrazowanie, czyli diagnostykę kamerą tego, co ulokowało się w mojej głowie.

Jak spędziła pani ostatnie dni przed zabiegiem? Myślała pani o tym, że coś może pójść nie tak?

Staraliśmy się z mężem żyć normalnie, ale nie był to lekki czas. To nie jest łatwa świadomość dla nikogo, dla mnie też: „mam tykającą bombę w głowie”. Cały czas jednak myślałam pozytywnie, mocno afirmując, że wszystko będzie dobrze, że mam rozległe plany zawodowe, w Polsce, za granicą. Miałam też wsparcie bliskich, dużo pozytywnej energii i myślenia.

Na czym polega zabieg embolizacji, któremu została Pani poddana?

Zabieg embolizacji polega na wprowadzeniu przez tętnicę udową urządzenia, ja to nazywam „wąż”, który docelowo dociera do głowy i tam zabezpiecza zagrożenie, tętniaka. Wypełnia od środka zabezpiecza go przed pęknięciem mówiąc prostym, niemedycznym językiem. Taką samą drogą miałam wcześniej robioną diagnostykę, czyli obrazowanie. Nie jest to zabieg inwazyjny, w sensie nie miałam ogolonej głowy i rozcinanej czaszki – takie jest potoczne wyobrażenie o operacjach tętniaków głowy.

Jaka była pani pierwsza myśl po wybudzeniu?

Byłam głodna! Naprawdę, bardzo głodna.( śmiech)

Zazwyczaj znane osoby ukrywają do ostatniej chwili swoją chorobę. W Pani przypadku było inaczej. Dlaczego zdecydowała się pani głośno powiedzieć o tym, że ma w głowie tętniaka?  

Nie od razu zdecydowałam się o tym mówić. Na początku, jak mówiłam, była panika przerażenie. Wraz z wiedzą o chorobie, o zagrożeniach, przyszła refleksja, że tak naprawdę jestem szczęściarą, że mój ból kręgosłupa był po coś – wykryto tętniaka, przypadkiem, ale jednak.  Mogłam coś z tym zrobić i zrobiłam. Statystki umieralności z tego powodu, często bardzo młodych osób, w naszym kraju są przerażające, nie ma diagnostyki, nie mówi się o problemie głośno, a jeśli już, to zazwyczaj, że komuś pękł tętniak i osoba umarła. To jest bardzo złe. Dlatego postanowiłam zwrócić na to uwagę, że skoro system opieki medycznej jest słaby, to sami powinniśmy o siebie zadbać, dzielić się wiedzą doświadczeniami, ostrzegać, a nawet wpierać. Wiem, że to brzmi górnolotnie, ale mi bardzo pomogła wiedza i doświadczenie, wsparcie od osób, z którymi pisałam o chorobie na FB.

Niektórzy złośliwie komentowali, że chce się pani „wybić” na swojej chorobie. Bolało to panią?

„Niektórych” i złośliwych serdecznie pozdrawiam, życząc dużo zdrowia. Szczerze nikomu nie życzę takich doświadczeń, jak moje własne, chociaż dziś wiadomo, że wszystko skończyło się dobrze. „Mam status gwiazdy w Polsce” – taki żart zacytuję, zatem nie muszę się na nikim, ani na niczym wybijać. Jeśli ktoś uważa inaczej – trudno. Dziś zmarły, nieodżałowany Wojciech Młynarski śpiewał: „Róbmy swoje” – ja robię, wyłącznie na swój własny rachunek i odpowiedzialność. A hejt napędza „kliki”, zatem musi być obecny – ja mam do tego bardzo duży dystans.

 Jak się pani teraz czuje? Jak będą wyglądały najbliższe miesiące?

Zdecydowanie lepiej psychicznie, a fizycznie dochodzę do siebie. Staram się już funkcjonować normalnie, ale czasami mam „zadyszkę”, muszę zwolnić, odpocząć. Na pewno jeszcze chwilę będę się rehabilitować, robić badania kontrolne, bardziej na siebie uważać, ale planów mam full. Dostałam „drugie życie”, więc bardzo mnie ciągnie do aktywności zawodowej, do grania, do śpiewania. W przyszłym tygodniu managerka zaplanowała mi sesję zdjęciową w SPA. Przyjemne z pożytecznym. Mam nadzieję, że o moich działaniach w kolejnych miesiącach będzie Państwo informować czytelników na bieżąco. Będzie się działo, w Polsce i za granicą.

 Trzymamy zatem kciuki i bardzo dziękujemy za rozmowę!