Iwona Zasuwa – propagatorka zdrowego i świadomego odżywiania, autorka popularnego bloga smakoterapia.pl w swojej debiutanckiej książce otwiera przed czytelnikiem bogaty i kolorowy świat kuchni roślinnej – bez glutenu, nabiału i cukru.
Iwona Zasuwa od lat występuje w chórkach Kayah. Mało tego od lat prowadzi hitowy blog www.smakoterapia.pl. Potrzeba matką wynalazków? W przypadku Iwony ta zasada ma całkowicie swoje zastosowanie.
Od zawsze pasjonowało ją zdrowe odżywianie, jednak do momentu urodzenia syna, nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo będzie zmuszona zmodyfikować swój jadłospis. Diagnoza: alergik. Problem: jak przekonać dziecko do zdrowego jedzenia? Tak zaczęła się jej przygoda z terapią smakiem.
Redakcja: Jakie jest ulubione śniadanie Twojego synka?
Iwona Zasuwa: Próbuję dopytać właśnie syna jakie jest aktualnie jego ulubione śniadanie, bo to się zmienia jak w kalejdoskopie, ale słyszę, że baaaardzo jest w tej chwili zajęty! (śmiech) Może zatem opowiem co jadł ostatnio? Przedwczoraj placki kokosowe z musem jabłkowym, wczoraj kaszę gryczaną z czosnkiem (po tatusiowemu, czyli po męsku!) plus kiszony ogórek a dziś krem jaglany z wanilią.
Redakcja: Wydałaś książkę, Smakoterapia odnosi sukcesy jako projekt w całości. Jest pozytywnie odbierana ze względu na zaangażowanie Twoje jako założycielki, profesjonalizm i rzetelność. Nie ma drugiego takiego projektu w Polsce. Czy nie myślałaś w tej sytuacji, ok to za dużo dla mnie, zajmę się projektem, zamiast śpiewać w chórkach?
Iwona Zasuwa: Nigdy w życiu! Po pierwsze śpiewanie w chórkach może brzmi mało prestiżowo, ale w gruncie rzeczy to moje spełnienie marzeń. Wymaga ogromnego profesjonalizmu, elastyczności w dopasowywaniu się do artysty – lidera, przynosi mnóstwo satysfakcji, a przy okazji nie odziera całkowicie z prywatności. Gwiazdy są cały czas na “linii ognia” (media, fani), a ja sobie stoję w drugim rzędzie i cieszę się muzyką. Jedzenie zawsze było w moim życiu ważne. Tyle, że teraz, od jakiegoś czasu ta moja działalność jest rzeczywiście bardziej widoczna.
W kuchni też można być artystą. Z pewnością otwarta głowa, kreatywność, zdolności improwizacyjne i elastyczność bardzo się przydają.
Redakcja: Kiedy narodziła się idea Smakoterapii? Pamiętasz ten moment?
Iwona Zasuwa: Bardzo dobrze to pamiętam. Próbowałam upiec tort na urodziny dla syna, który miał wtedy ze 3 lata i kompletnie nie mogłam sobie przypomnieć z czego go upiekłam rok wcześniej. Miał być oczywiście pyszny, ale bez jaj, mąki, cukru, nabiału… Piekłam go kilka razy ciągle wyrzucając efekt końcowy do kosza.
Zeźliłam się okropnie na to wszystko i postanowiłam, że muszę w jakiś sposób zapisywać te pomysły, bo oszaleję. Kartki nie wchodziły w grę, bo je wszystkie gubię. Otworzyłam więc komputer (dobrze, że umiałam go w ogóle włączyć) i sięgnęłam po darmowe medium – blog (nawet nie wiedziałam dokładnie co to takiego). Nie potrafiłam go obsługiwać, ale powoli uczyłam się, irytując rodzinę, że marnuję czas na jakieś bzdury z których i tak nic nie wyniknie… 😉 (śmiech! widzisz mamo? widzisz?). I tak to się właśnie zaczęło.
Redakcja: Jest wielu blogerów kulinarnych, to temat na czasie. Czy Ty korzystasz, wzorujesz się na jakichś blogerach funkcjonujących w Polsce, a może przeglądasz blogi zagraniczne?
Iwona Zasuwa: Strasznie mi głupio ale ja w zasadzie nie znam blogosfery, a na pewno nie jestem specem. Wybór tego narzędzia (bloga) był podyktowany wyłącznie użytkowością, był dziełem przypadku. W dodatku nie jestem dietetykiem, ani lekarzem, ani żadnym specjalistą od zdrowia.
Jestem zwyczajną kobietą, matką, która się wzięła za bary z wyzwaniem jakim było realizowanie w praktyce diety dla syna. Gotowanie. Karmienie. Wiele matek to robi.
Fakt, że wtedy kiedy się zabrałam za publikowanie swoich przepisów, nie mogłam znaleźć niczego, ani w księgarniach ani w sieci, co w praktyce nadawało by się dla nas i było odpowiednie przy naszych konkretnych wymaganiach dietetycznych.
Weganie nie jedli nabiału i nauczyłam się od nich stosowania jego zamienników, ale za to jedli ogrom żywności przetworzonej, soi, zbóż glutenowych (do dziś jak w trasie zamówię danie wegańskie to mogę być pewna, że dostanę makaron z pomidorami, czyli pszenny gluten i koncentrat). Bezglutenowcy nie jedli glutenu ale mieli zastępniki, które również były dla nas nieodpowiednie (choćby sklepowe gotowce pełne konserwantów i dziwacznych składników). Musieliśmy zatem wydeptać swoją ścieżkę.
Okazało się, że jestem dla części czytelników takim ogniwem pomiędzy lekarzem świadomym wagi odżywiania, a własną kuchnią (zresztą lekarze sami przysyłają mi swoich pacjentów).
Ludzie przychodzą do mnie na warsztaty, skarżą się, że są załamani, bo mają wiele wykluczeń dietetycznych a wychodzą trochę “odłamani”, zarażeni moim entuzjazmem, rozsmakowani w potrawach które razem przygotowujemy i uposażeni w patenty, które mogą zacząć stosować w swojej kuchni.
Osobiście najbardziej zazdroszczę tym osobom, które wpadają do mnie na warsztaty nie gnani żadną negatywną motywacją. Nie mają żadnych alergii, nietolerancji, ani chorób cywilizacyjnych, chcą po prostu gotować z naturalnych, zdrowych składników. Ja się zawsze przyznaję: nie byłabym w tym miejscu, gdyby mnie życie nie przydusiło kolanem do podłogi. Matka dla dziecka wszystko! Nawet się wyedukuje i zacznie spełniać w całkiem nowej roli!
Redakcja: Co jest dla Ciebie inspiracją?
Iwona Zasuwa: To bardzo trudne pytanie. I pierwsza odpowiedź to – ludzie. Spotkania, rozmowy, wspólna praca, wspólny czas. Z tego zawsze coś wynika na wszystkich frontach. Na przykład: mam na Kaszubach Beatkę, która prowadzi gospodarstwo. Nauczyłam się od niej, że inspiracją do gotowania nie musi być aktualna zawartość lodówki, towar w sklepie, moja głowa, czasopismo, ale NATURA.
Ona stawała codziennie przed swoim ogrodem, sprawdzała co dojrzało i właśnie to gotowała nam na obiad. Ta idea ze mną została: to przyglądanie się uważne temu co jest tu i teraz, darom ziemi, ta cudowna radość ze zbiorów i życie zgodne z naturalnymi cyklami.
Oczywiście na miarę naszych dzisiejszych możliwości, wszak mieszkamy w mieście. I zresztą całkiem dobrze sobie radzimy! Mamy mały ogródek oraz wspaniałą kooperatywę z grupą ludzi i cudownych dostawców, którym się chce uprawiać ziemię z szacunkiem. Efekty pożeramy chciwie bo są pyszne!
Redakcja: Jak Ci się udaje się pogodzić muzykę i kuchnię?
Iwona Zasuwa: Żeby śpiewać trzeba jeść! (śmiech). W końcu muzyka jest strawą dla ducha, a pokarm – służy całości. Wszystko się zatem pięknie składa. W praktyce jest tak, że najtrudniej jest rozciągnąć dobę… Tak żeby zmieścić w niej rodzinę, trochę spokoju, spacer po lesie, koncerty, gotowanie, fotografowanie, pisanie o gotowaniu, współorganizowanie kooperatywy i wydawanie towarów, warsztatowanie z dorosłymi i dziećmi, edukowanie o zdrowiu, edukowanie muzyczne, retyyyy!
Gdyby mnie o to nie zapytano chyba bym nie była świadoma, ile tego dokładnie jest. Najwyraźniej mam dużo życia w życiu. Ta ciemna strona? Czasem, tak jak ostatnio, jadę przez Polskę całą noc, żeby zdążyć znaleźć się w zupełnie innym miejscu i roli. Ale myślę ze to specjalny czas. W końcu premierę swojej pierwszej książki ma się raz w życiu!
Redakcja: Co chciałabyś przekazać tym projektem swoim odbiorcom?
Iwona Zasuwa: Tak naprawdę ta książka jest podsumowaniem, ukoronowaniem moich ostatnich co najmniej 5 lat życia. Widzę po niesamowitym odzewie jak bardzo wiernie czekali na nią moi czytelnicy. Na moje totalne zaskoczenie dotyczące tego wielkiego boom w przedsprzedaży (bestseller w Empiku) padały odpowiedzi: “nie dziw się! Zasłużyłaś!
Jesteś z nami już tyle lat! Karma wraca! Zasiałaś, to zbierasz!” To mi uświadomiło, że moja warsztatowa praca w całej Polsce, mrówcza, od podstaw (noszenie towaru, gotowanie z grupami ludzi po 12 h na dobę, warsztaty edukacyjne) i zapisywanie w sieci przepisów naprawdę miała sens.Ja nie tworzyłam tej książki z premedytacją.
Żaden przepis nie powstał z myślą o niej, tylko O LUDZIACH (wiele potraw tworzyłam “na zamówienie” konkretnych osób, w tym mojego syna). Przepisy do niej wybrałam i pogrupowałam kierując się swoimi potrzebami sprzed kilku lat. Z czasu kiedy byłam zagubiona i załamana brakiem przewodnika po naturalnej, roślinnej kuchni bez glutenu. W sumie jest ona takim spełnieniem moich marzeń z tego czasu. Proste składniki, trochę o kaszy od której się zaczęło, cały rozdział bez nabiału, cały bez glutenu, inspiracje roślinne na zimno i na gorąco.
Proste i nieudziwnione. Marzyłam, żeby mnie ktoś przeprowadził za rączkę przez tę zmianę, którą musiałam wprowadzić w swojej kuchni. Ta książka jest na tę potrzebę odpowiedzią.
Redakcja: Najgorsza rzecz, którą jadłam…
Iwona Zasuwa: Na szczęście nie pamiętam. 😀 Lubię jeść i pamiętać wszystko co dobre. A sam smak to w ogóle temat na niezły elaborat. Mogę na swoim przykładzie powiedzieć, że baaardzo zmieniają się przyzwyczajenia kiedy zaczynamy się odżywiać świadomie. Wspomniałam o tym trochę w książce, w rozdziale “Niewolnicy smaku”
Redakcja: Ten przepis sprawił mi ogromną frajdę…
Iwona Zasuwa: Nie ma takiego jednego przepisu. Ja po prostu uwielbiam gotować! Choć może nie, ja chyba po prostu lubię karmić ludzi. Przy stole wszystko się zaczyna… to taki niesamowity sprawdzian relacji. Bardzo to widać po dzieciach, które odmawiają jedzenia, grymaszą albo jedzą za dużo. Jest się czemu w naszym życiu przyglądać!
Redakcja: Najwięcej problemów miałam z przepisem…
Iwona Zasuwa: Poza tym pierwszym tortem dla Młodego, o którym wspomniałam wyżej, pamiętam przepis na słodkie bułki z owocami. Mój syn może już jeść jaja więc piekę mu od czasu do czasu kokosowe “drożdżówki” ale gros moich czytelników pytało o zamiennik jaj. Wydawało mi się to niemożliwe, bo “konstrukcję” bułki coś musi trzymać. Bez białka, bez mąki… Kiedy się w końcu udało, żartowaliśmy w domu, że ”trzymają się” na naszej miłości.
zdjęcia: Dorota Zyguła-Siemieńska
Zobacz też niezwykły spot MUZEUM NARODOWEGO Z GORTATEM, BRODKĄ I KAMIŃSKIM
5 comments