Redakcja: Poznałyśmy się rok temu. Słyszałam o Tobie trochę wcześniej od naszych wspólnych znajomych. Nawet dostałam numer, ale nie zdążyłam zadzwonić, bo wpadłyśmy na siebie wcześniej. Uwielbiam pracować i rozmawiać z ludźmi, którzy mają w życiu pasje, nie boją się wyzwań, a przede wszystkim są pracowici. Ty mi się jawisz jako taka osoba. Odeszłaś z dużej firmy, rzuciłaś fajną pracę, żeby otworzyć magiczne miejsce na Wilanowie I love Juice. Takich historii jest coraz więcej w mediach, jak myślisz z czego to wynika.

Ewelina Fabisiak: Sądzę, że za każdym razem motywacje są dosyć rozbieżne, nie mniej jednak wszystkie łączy potrzeba wolności i samorealizacji.  To również kwestia wyboru. Niektórzy ludzie czerpią absolutną satysfakcję z tego co robią i zmiany są niepotrzebne. Niektórzy nie wchodzą w głębszą relację z samym sobą i żyją z prądem życia, zmiana kompletnie nie leży na ich orbicie. Są jeszcze tacy, którzy nieustannie chcą wiedzieć więcej, głównie o sobie samym, więcej rozumieć i w naturalny sposób, zwykle w najmniej spodziewanym momencie odnajdują własną definicję sensu. Ja zdecydowanie należę do tych ostatnich – całe swoje życie, również zawodowe traktuję jako pokrętną drogę do tego co robię aktualnie – czyli do mojej osobistej definicji sensu. Nie każdy dociera autostradą do celu, niektórzy jadą dłuższymi trasami krajoznawczymi.

R: Jedna z naszych znajomych opowiadała mi jak ciężko pracujesz, wstajesz rano. Jak długo pracowałaś na to, żeby zobaczyć pierwsze pozytywne efekty Waszej pracy?

EF: Wydaje mi się, że był to rok – choć to mocno płynna granica. Ten czas to okres intensywnego wysiłku, pomieszany z nieustanną nauką, wchodzeniem w  nowe role, poszukiwaniem inspiracji, mieszaniną zaskoczenia, smaku porażki i wielkiego szczęścia na przemian.Czas w takich momentach jest względny i jakby mniej istotny.

Podaj mi proszę 5 zasad, którymi musisz kierować się otwierając biznes taki jak Twój?

Mam 6 :

– gotowość do absolutnego poświęcenia i potężnego wysiłku zarówno psychicznego jak i fizycznego

– pomysł, który musi zostać mocno osadzony w realiach (nawet jeśli łączymy biznes z pasją, ostatecznie to przede wszystkim biznesem i bilans musi się zgadzać; no chyba, że stać Cię na to, aby zgadzać się nie musiał)

– pełne zaangażowanie – prosta zależność: odpuścisz – przepadasz

– jeśli już otwierasz własny biznes rób to co naprawdę rozumiesz i w co wierzysz

– dystans – jest podstawą, własny biznes to droga wyboista i trudna, bez dystansu nie dasz rady (przypomina mi się taka sytuacja kiedy po około 1,5 roku prowadzenia restauracji dostałam pierwszą złą opinię na Facebooku – niedowierzanie przeplatało się z fontanną łez, i bynajmniej nie chodziło o nieumiejętność przyjmowania krytyki tej bardziej konstruktywnej czy mniej, chodziło o moje nieadekwatne i bezsensowne poczucie wielkiej porażki to jedna z odmian braku dystansu. Dzisiaj już to rozumiem, i wiem, że jego brak, zwłaszcza do rzeczy, na które nie mamy wpływu, potrafi zabrać bardzo dużo dobrej energii i gdybym na co dzień pozwalać sobie na to – stan wypalenia przyszedłby szybko i  z potężną siłą rażenia.

– codziennie musisz się uczyć.

Ewelina opisz proszę swój dzień?

Zwykle mój budzik dzwoni o 4:00 rano i wtedy przeklinam wszystko włącznie z I Love Juice, najlepiej ze mną nie rozmawiać i w tym miejscu muszę podziękować mojemu ukochanemu Mężowi, za wyjątkową cierpliwość. Na szczęście taki stan rzeczy trwa tylko do momentu kiedy wkładam kitel i rozpoczynam przygotowywanie diet dla moich Podopiecznych – moc wraca, wszystko wypełnia się dobrą energią. Kończę około 7:30 i wtedy zaczyna się moja ulubiona pora dnia – czas kiedy do otwarcia restauracji mam jeszcze 1,5 godziny i mogę oddać się ukochanym rytuałom jak picie pierwszej kawy, telefony do bliskich, przeglądanie wiadomości, machanie przez szybę do sąsiadów wyprowadzających psy. Tak oto mentalnie szykuję się na nowy dzień. Koło 8:30 nadrabiam bycie kiepską żoną z 4 rano i serwuję mojemu mężowi śniadanie  9, otwieram drzwi i zaczynamy – od tego momentu praktycznie nie jestem w stanie przewidzieć czegokolwiek, czasami czas płynie tak szybko, że na gotowaniu, rozmowach z naszymi Gośćmi ekspresowo upływa kilka godzin, czasami pracy jest mniej i wtedy mogę wplatać kulinarne eksperymenty. Około 11 dołącza mój zastępca, który pomaga mi zmierzyć się z porą lunchową, ustalamy też plan pracy na cały dzień. Zwykle około 14 rozpoczyna się czas pracy, którą najogólniej można nazwać „biurową” i nielubianą przeze mnie i mimo, że mój mąż zajmuje się lwią częścią tej działki, ja i tak zawsze mam coś do zrobienia. Wszystko to miesza się z odwiedzinami  Gości, nie umiem się odciąć nad komputerem, dlatego piszę, rozmawiam, opowiadam – czasami sama się dziwię jakim cudem wysyłam jednocześnie składne maile. W pracy zwykle jestem do wieczora, od jakiegoś czasu mogłabym pozwalać sobie na wcześniejsze wychodzenie, problem lub nie problem w tym, że nie chcę. Nie zawsze jest tak różowo i wolne dni są potrzebne, ale  w przewadze  bilans kochania tego co robię jest in plus. Wieczorami około 30 minut poświęcam na rozmowy z Podopiecznymi, którzy są na początku diety i musimy na bieżąco komunikować się, następnie maile do z zespołu z planem dnia następnego. Potem już tzw. czas wolny – choć to właśnie wtedy przychodzi najwięcej inspiracji związanych z pracą i rozwojem. Zwykle o 22 już śpię.

Co szalonego zrobiłaś ostatnio w swoim życiu? Widziałam, ze knajpa była zamknięta przez tydzień, a Wy ruszyliście w podróż do Włoch. Opowiedz o tym 🙂

Moje szaleństwa, zresztą jak zauważyłaś to głównie jedzenie i podróże, często spontaniczne. I Love Juice jest częściowo zlepkiem doświadczeń płynących właśnie z nich, odkąd pamiętam, chciałam, a potem chcieliśmy mieć restaurację z włoskim rozmachem pod względem otwartości, przyjaznym serwisem, do którego chce się wracać, drewnianym barem i kuchnią płynącą z serca, to cecha krajów gdzie jest dużo słońca  – i mam, w kraju gdzie słońca ostatnio niewiele. Nawet jeśli zawodowo robisz to co sprawia Ci frajdę, nie możesz rezygnować z tego, co pozwoli Ci od tego odpocząć, nabrać wspominanego dystansu i złapać nowego wiatru w żagle. Na Sycylię polecieliśmy, bo znalazłam okazyjne bilety, jednak również dla portu i targu rybnego, uczyłam się na nim po 2 godziny dziennie, aby zgłębić wiedzę „rybną”, z której na co dzień sporo korzystam. Teraz wyobraź sobie miny rybaków, których o 6 rano zagaduje młoda dziewczyna, oferując im pieniądze za możliwość praktykowania przy czyszczeniu ryb i innych śmierdzących aktywnościach z tym związanych .

Na czas wyjazdu restaurację zamknęliśmy, bo staramy się podchodzić do tego zdrowo – skoro my odpoczywaliśmy, zespół również powinien., zwłaszcza, że wtedy byliśmy osłabieni liczbowo. To uczciwie podejście i tego się trzymamy. Taka filozofia nie zawsze podoba się naszym klientom, może wydawać się nieprofesjonalna, ale mimo naszego oddania i zaangażowania wiemy, że nie spełnimy oczekiwań wszystkich, nawet wtedy kiedy zrezygnowalibyśmy ze wszystkiego innego. I Love Juice to nie jest biznes powołany tylko dla pieniędzy, stąd nie zawsze rozwiązania, które wdrażamy są oczywiste biznesowo.

Jakie masz plany i marzenia? Prywatne i zawodowe?

Marzę o zdrowiu dla moich najbliższych i dla siebie. Od jakiegoś czasu nie oddaję się jakoś specjalnie marzeniom, po prostu żyję i zauważam, że życie toczy się teraz, uczestnicząc w tym na 100 %.

W czym tkwi sukces I love Juice? Przyznaj, przychodzą do Was znane osoby, polecają to miejsce i nie dlatego, że Ty ich prosisz, tylko dlatego, że dobrze się u Was czują. U was zawsze jest pełno…

Wydaje mi się, że w  byciu prawdziwym zarówno na talerzu jak i w energii, którą produkujemy. Każdy Gość, niezależnie od tego kim jest, jest zawsze najważniejszy i możesz w to wierzyć, albo nie, ale to podstawa naszego biznesu – znamy imiona, historie wielu z nich, pamiętamy co lubią i zawsze witamy ze szczerą energią. Zresztą cała restauracja wypełniona jest ową energią, tworzą ją ludzie zarówno z jednej jak i z drugiej strony baru. Z gośćmi łączą nas historie dobre i złe, często słyszę: „sam nie wiem jak to się stało, jakoś tak wyszło, że nogi mnie do Was poniosły” i już wiem, że to moment, w którym warto się zatrzymać i oddać komuś trochę swojej uwagi i tak często w asyście soku, czy sałaty z miecznikiem stajemy się częścią czegoś.

Znane osoby to poza ich byciem znanymi, zwyczajni ludzie, którzy też potrzebują mieć swoje ulubione miejsce, w którym będą czuć się dobrze i w dresie i bez .  Oczywiście mamy trochę anegdot z nimi związanych, głównie przez osobiste filtry – raczej nie zapomnę, jak pierwszy raz na śniadanie wpadł jeden z piłkarzy polskiej reprezentacji – akurat byłam pod mocnym wrażeniem zmagań naszej drużyny do euro, na jego widok z podekscytowania dostałam czegoś w rodzaju inwazji czerwonki niestety na twarzy, dodatkowo pomieszanej z nieskładną mową . Jednak w przewadze po prostu widzimy człowieka, który przyszedł do nas i należy sprawić, aby te chwile upłynęły mu bardzo dobrze.

Co polecasz do jedzenia u Was? 

Polecam wszystko – tworzyłam kartę z dużym zaangażowaniem, nie ma dnia, abym nie myślała o niej, nie udoskonalała, nie poszukiwała, stąd czuję 100 % odpowiedzialność za każdą pozycję.

Przepis na najzdrowszy koktajl, sok na świecie to?

Uniwersalny najzdrowszy nie istnieje, wszystko zależy od Twojego zdrowia i wielu innych czynników. Ale jest jeden kultowy i jest to 3 – jarmuż, pomarańcza i ananas oczywiście wyciskany na Huromie.